grudnia 18, 2017

Świata nie widać, a anioły się śmieją

            Budzi się człowiek rano, oko jedno otworzy, mrugnie razy kilka, przeciągnie wydając dźwięki potępieńcze i dając na chwilę dojść do głosu swojemu wewnętrznemu potworowi, zasłony odsunie, a tam świata nie ma.

Świat ktoś zamienił, inny podrzucił, bo ten jakiś taki, szorstki, biały i świetlisty.

Florian oczka mruży z zadowolenia


Zupełnie bardziej magiczny od wczorajszego.
Całkiem intensywniejszy, kłujący szpilkami w uda, jak się w samej koszulce na balkon wyjdzie.

Mroźny, słoneczny, i skandalicznie piękny.

Takie zachwyty mnie dzisiaj rano dopadły, takie ochy i achy, mimo, że to środek miasta, a nie środek lasu, i tak była doskonałość.

No i co było robić, miałam od rana siedzieć przy kole i toczyć kolejne zastępy gniecionych kubeczków, bo wszystkie się jakoś już rozeszły do nowych właścicieli, ale jak to tak, w takich warunkach, w takim terenie?

Paszcza mi się cieszyła już, że będą kilometry po mroźnym i zimowym lesie, jak pakowałam plecak, i się do całkiem zamroczonego szronem, jeszcze zaspanego Lucjana.

Trzeba było wykorzystać okoliczności, kubeczki potem, najpierw człowiek na wybieg.
I po raz kolejny muszę przyznać, trochę żałowałam, że nie mam w zwyczaju biegać z telefonem, bo to jakiś estetyczny skandal był, jakaś kiczowata pocztówka, przez którą biegłam, a nie ten las co to tak już znam, że każdy liść wiem gdzie leży, i pół czaszki -prawdopodobnie - dzika, gdzie w dziupli tkwi.

Doskonałość ot i tyle.

A ceramiczne janiołki już sobie dyndają i czekają grzecznie na święta. Nie machają do Was, bo nie mają rączek, ale się uśmiechają :)

mówiłam, uśmiechają się

1 komentarz:

Copyright © 2016 KIWI Etno Art , Blogger